Dynamiczne uruchomienie w 2018 r. zmian w przepisach dotyczących gospodarowania odpadami, wynikające z szeregu pożarów zmagazynowanych odpadów, na których przyjmowanie zamknęły się gospodarki azjatyckie, spowodowało obnażenie faktycznego obrazu „systemu” odpadowego w Polsce. Okazało się, że od wielu lat podtrzymywana jest, nie tylko w naszym kraju, ułuda funkcjonowania wyspecjalizowanej branży odzysku odpadów komunalnych i innych. Fikcyjność ta wynika z faktu, iż wiele z zarejestrowanych do tej pory instalacji przetwarzania odpadów, działała i w niektórych przypadkach działa nadal na papierze, to znaczy w decyzjach administracyjnych zezwalających na odzysk i w ewidencji odpadowej. Niestety szereg tych „instalacji” to faktycznie tylko miejsca, do których rzekomo mają docierać odpady, lecz faktycznie nigdy tam nie dojeżdżając, trafiają do miejsc do tego nie przystosowanych, co stwarza realne zagrożenie dla środowiska.
Co ciekawe, na ogół te pseudo instalacje napotykają na znacznie mniejsze zainteresowanie ze strony Inspekcji Ochrony Środowiska, ponieważ nikt nie skarży się na hałas, ruch ciężarówek, uciążliwości zapachowe, itp., które są często elementem funkcjonowania faktycznie istniejącej instalacji. Przez widmowe zakłady odzysku, w ewidencji przepływa często niewspółmiernie duży strumień odpadów. Przekazujący odpady, często nieświadomi rzeczywistej sytuacji, żyją w przeświadczeniu, że ich odpady trafiają do deklarowanej destynacji. Otrzymują potwierdzenie w postaci kart przekazania odpadów i cieszą się ze stosunkowo niskiej ceny za odbiór, niejednokrotnie zaoferowanej w ramach postępowania przetargowego. IOŚ kontrolując wytwórcę/przekazującego odpady otrzymuje od niego „rzetelną” dokumentację i nie stwierdza naruszeń. Przez wiele lat pseudo instalacja nie jest kontrolowana, bo nikt się nie skarży na jej funkcjonowanie, albowiem faktycznie nie działa.
Ponieważ od 2018 r. Ministerstwo Środowiska intensywniej zaczęło interesować się gospodarowaniem odpadami, doszło do wprowadzenia wielu regulacji prawnych i rozwiązań systemowych, które mają uzdrowić branżę odpadową. Jednym z lekarstw ma być prowadzenie ewidencji odpadów „w czasie rzeczywistym” w ramach BDO. Jak tłumaczą twórcy tego rozwiązania ma ono zmaksymalizować kontrolę nad drogą jaką przebywa odpad od momentu wytworzenia do odzysku lub unieszkodliwienia. Czy jednak faktycznie, w kontekście problemu opisanego wyżej, przyniesie to oczekiwany efekt? Trudno z całą pewnością to stwierdzić. Wydaje się jednak, że interesującym uzupełniającym elementem kontroli ruchu odpadów mógłby być również obowiązek instalowania lokalizatorów GPS w pojazdach transportujących tego typu ładunki, co byłoby istotnym wzbogaceniem źródeł informacji w systemie.
Bardzo ważną częścią odpowiedzi na pytanie dlaczego mało jest w Polsce realnie funkcjonujących instalacji przetwarzania odpadów, jest kwestia możliwości lokalizacji i rzeczywistego działania tego typu zakładów. Sytuacja jest bowiem taka, że nikt nie chce płacić wysokich cen za odbiór odpadów, a jednocześnie większość mieszkańców miast i wsi nie życzy sobie takich przedsięwzięć w odległości mniejszej niż kilka kilometrów od swoich domów. Negatywnie wpływa na tą sytuację również bałagan w planowaniu przestrzennym oraz wyżej wspomniane nieuczciwe praktyki niektórych firm z branży odpadowej. Dodatkowo media, które w oczywisty sposób chętnie podchwytują informacje o ewentualnych nieprawidłowościach, często wyolbrzymiają ich znaczenie i wywołują przesadzone reakcje społeczne w stosunku do tematyki gospodarowania odpadami. Na to wszystko nakładają się reguły funkcjonowania samorządów, a w szczególności tzw. arytmetyka wyborcza, której niejednokrotnie „zakładnikami” są lokalne władze. Wielokrotnie Wójt czy Burmistrz chcieliby, żeby na ich terenie powstał kolejny zakład, który zwiększy wpływy do budżetu i stworzy kolejne miejsca pracy. Niestety zmuszeni są postępować według zasady, że lepiej nie ryzykować podejmowania decyzji, które mogą dać „paliwo wyborcze” przeciwnikom przy następnych wyborach. Można również zaobserwować, że większość wyborców znacznie bardziej nerwowo reaguje na sensacyjne informacje medialne, które faktycznie nie wpływają na ich życie, niż na realne podwyżki opłat za odbiór odpadów. Zatem mniej ryzykowne dla władzy lokalnej jest podwyższenie opłaty za odpady, czy ścieki, niż wydanie zgody na uruchomienie instalacji, która uchroni przed taką podwyżką.